Od samego wstępu dość mocna deklaracja, ale co zrobić, skoro taka prawda. Nigdy za nimi nie przepadałam i pewnie, dlatego też nie lubię zbytnio ich robić. Zawsze były dla mnie zbyt ozdobne, przerysowane i często niestety kiczowate. Zdarzają się oczywiście też piękne, prawdziwe arcydzieła, ale jak dla mnie należą do rzadkości. Choć muszę przyznać, że w swojej karierze, mam chyba nawet jeden wygrany konkurs. Nie pamiętam dość dobrze, bo było to w odległej szkole podstawowej, może 2 albo 3 klasa. Pamiętam tylko najważniejsze, że dostałam nagrodę, a moje jaja były na wystawie za szkolną gablotką. Wydmuszki na pewno robiła babcia, a jeśli chodzi o zdobienia, to są dwie możliwe opcje. Pamiętam, że robiłam jajeczka albo ozdobione makaronowymi gwiazdkami, kaszą i czymś tam jeszcze, albo kolorową krepą.
W tym roku również nie poddałam się, bo jak Wielkanoc to i jajeczka, odmiennie zaś sięgnęłam po styropianowe. Przykleiłam kremową wstążkę, tak że zostały dwa dłuższe końce. Następnie zaczęłam zastanawiać się co z nim w ogóle zrobić. Kolejnym krokiem było zrobienie własnego, wełnianego melanżu żółtozielonego i wyfilcowanie całości. Potem wróciłam do dumania nad wstążkowymi końcami... Kolejnego dnia wymyśliłam, aby zrobić z nich takie małe królicze uszy. Pewnie tylko mi się tak kojarzy, ale efekt chyba ciekawy? Następnie ozdobiłam jajko filcowymi paskami. I tak powstała moja minimalistyczna wariacja na temat pisanek ;).
Kolejna niedziela, więc kolejna wielkanocna prezentacja.
Tym razem wzbogacam kolekcję o dość sporych rozmiarów filcowe jajo!
Jedno muszę mu przyznać, że idealnie spisało się na sesji. Moim zdaniem, zdjęcia wyszły bardzo fajne i ciężko mi było wybrać, tych kilka do pokazania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój komentarz :)